środa, 11 listopada 2015

„Cierpienia młodego Wertera" J.W. von Goethego

Pan Goethe, w tle antyczne ruiny

 Nie mogłam się powstrzymać, aby pierwsza recenzja nie była o ,,Cierpieniach młodego Wertera" Johanna Wolfganga von Goethego (1749 - 1832). Jest to książka, której sympatyków można policzyć na palcach jednej ręki. Przede wszystkim odrzuca w niej zbytnia uczuciowość, nie będąca przecież zjawiskiem codziennym. Mimo to pokochałam Wertera i jego historię. Pióro Goethego dodało lekturze uroku i przede wszystkim mądrości, zwłaszcza tej miłosnej. Nie dziw, że XIX-wieczna znudzona chłodnym racjonalizmem Europa zachwyciła się samobójczą śmiercią nieszczęśliwie zakochanego młodzieńca.



                                                           Zapraszam do czytania! :)


Już od dawna zabierałam się za tę książkę, ponieważ Goethe jest jednym z moich ulubionych autorów, a romantyzm jedną z najciekawszych epok w moim odczuciu.
Po tylu negatywnych opiniach, nie tylko na portalu, obawiałam się, że spotka mnie rozczarowanie. Jakże się ucieszyłam, gdy nic takiego się nie stało!


,,Cierpienia..." jako powieść epistolarna, pozwalają patrzeć na świat oczami Wertera. W pierwszej części radujemy się światem z młodzieńcem, przebywamy razem z nim na łonie przyrody czy fascynujemy się sielskimi obrazami u Homera. W drugim ,,module" sytuacja zmienia się diametralnie - Werter zakochuje się tak mocno w Lotcie, że nie potrafi sobie poradzić z miłością do niej. Niemożność bycia z ukochaną odbiera mu sens życia, przygnębia i nawet przyroda budzi skojarzenia z kochanką. Cóż może więc zrobić? Marnować życie na cierpieniu... albo ,,uwolnić się z więzienia duszy"


Ale to utwór nie tylko o pięknym, nieszczęśliwym uczuciu - to także źródło uniwersalnych sentencji - niektóre na długo zapadną mi w pamięć. Wrażliwy Werter nie zgadza się z porządkiem świata i swoją złość wyładowuje w listach do Wilhelma, które kipią wręcz przemyśleniami. Warto przeczytać ten utwór choćby dla tych wspaniałych refleksji.



Karl Wilhelm Jerusalem

Smaku książce dodaje fakt, że większość wydarzeń w niej opisanych zdarzyła się naprawdę. Pierwsza część, ta szczęśliwa, jest odzwierciedleniem biografii Goethego do przybycia do pewnego miasta (powieściowego Wahlheim) i poznania tam pierwowzoru Lotty - Charlotty Buff. Później poeta, w drugiej części, dużo czerpie z przeżyć przyjaciela, Wilhelma Jeruzalema, który m.in. również był nieszczęśliwie zakochany i wyproszony z przyjęcia z powodu niskiego pochodzenia. Na koniec też popełnił samobójstwo, tak jak Werter, strzałem z pistoletu. 

Myślę, że ,,Cierpienia...'' otrzymały tak wiele ocen negatywnych, ponieważ jako lektura spotkały się z niezrozumieniem. Dlatego cieszę się, że wycofano je z kanonu, ponieważ sięgną po nie ludzie zainteresowani, a nie przymuszani. Ja bynajmniej się nie zawiodłam, a książka naprawdę przypadła mi do gustu. Wracając do niby nierealnej mocy miłości Wertera do Loty - młodzieniec był prawdopodobnie od tego uzależniony, tak jak niektórzy są od alkoholu czy papierosów - więc wydaje mi się to możliwe. 


Nie chcę przeciągać, zwłaszcza że brak mi już słów pochwał dla geniuszu tego utworu. Z czystym sercem mogę polecić książkę ludziom, których interesują nieszczęśliwa miłość czy choćby założenia programowe romantyzmu. Warto ją poznać - może w każdym z nas mieszka nieobjawiony, wrażliwy Werter? Fenomenalna powieść! 


Pierwsze wydanie: 1774r.
Oryginalny język: niemiecki
Epoka: romantyzm, okres Sturm und Drang
Ocena: 10/10 (arcydzieło)
Recenzja zamieszczona również na lubimyczytac.pl.



                                                                                                      Sybilla

3 komentarze:

  1. Czytałam tę książkę w liceum i bardzo miło ją wspominam ;) Muszę sobie ją kiedyś odświeżyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że jednak nie tylko na mnie zrobiła dobre wrażenie :) tylko może lepiej nie czytać podczas tych smutnych dni :)

      Usuń
  2. Dziękuję za opinię! Myślę, że z chęcią sięgnę go tą lekturę! ;)

    OdpowiedzUsuń