niedziela, 13 grudnia 2015

Hm?


Dobry wieczór!

  Niestety dzisiaj nie umieszczę żadnej recenzji, ale myślę, że wkrótce pojawi się takowa na łamach bloga. Wpadłam mianowicie na pomysł, że podzielę się z Wami, co aktualnie czytam i co mam zamiar przeczytać w najbliższym czasie. Trudno było ustalić jakąś hierarchię, ale umieściłam na tej liście książki, które, że tak to nazwę, obowiązkowo muszę przeczytać. Zazwyczaj dobieram lektury według nastroju, ale kiedy nie mam ochoty na czytanie, trzeba się jakoś zmobilizować, prawda? :)

Aktualnie czytam:

1. Pierre Pevel Szpady kardynała - szczerze mówiąc, męczę tę książkę, a końca nie widać. Nie czytałam powieści Dumasa, ale liczyłam na przygodę i zabawę podczas czytania. Niestety jak na razie nie bawię się zbyt dobrze. Trudno powiedzieć, czy jest to zasługa zbyt licznych bohaterów, czy fantastyki, do której nie jestem przyzwyczajona ( zazwyczaj czytałam książkę albo typowo historyczną albo typowo fantastyczną, tutaj jest taki trochę misz-masz i może to mi trochę przeszkadza ). Mimo tych trudności nie umiem zostawić powieści tak w połowie, zawsze liczę,że na końcu zmienię zdanie i dana pozycja mi się spodoba. Oby tak było i tym razem.

 
  2. Julian Apostata Listy - lektura potrzebna do napisania pracy semestralnej. Formę epistolograficzną albo się kocha, albo nienawidzi, chociaż w przypadku tego utworu trudno mi jednoznacznie określić uczucia wobec niego. Listy pisane są inteligentnie, erudycyjnie, niestety trzeba by wcześniej przeczytać mnóstwo książek objaśniających kontekst epoki i życie cesarza.
             





W kolejce:

1. Emily Bronte Wichrowe Wzgórza - moja ukochana książka, która dostarczyła mi tylu emocji, zwłaszcza negatywnych, ale za to ją uwielbiam, bo moje serduszko czasami przeżywa letarg uczuciowy. Mam zamiar czytać ją w okresie świątecznym, najlepiej wieczorami, kiedy tworzy się klimat i można sobie wyobrazić tragedię tego miejsca. No i łatwiej o ciarki :)

2. Marcin Mortka Karaibska krucjata. La Tumba de Los Piratas - pierwsza część tak bardzo mi się spodobała, że sięgnęłabym po tę drugą, gdybym miała ją akurat pod ręką... Myślę, że po tak napełnionej uczuciami książce jak Wichrowe Wzgórza będzie to odpowiednia propozycja na odpoczynek. Intrygi, pirackie pojedynki i rubaszny humor są dobrą rozrywką na leniwe dni świąteczne i poświąteczne, pozwalające odprężyć się umysłowi.

3. Daphne du Maurier Rebeka - podobno ta książka jest lepsza od Mojej kuzynki Racheli, która była po prostu niesamowita, toteż nie pozostaje mi nic innego, jak i ją przeczytać. Poza tym jest to pozycja obyczajowa, której akcja rozgrywa się w zimnych angielskich posiadłościach skrywających tajemnicę... Jakżebym mogła przejść obojętnie? :)






Lista nie jest szczególnie długa, ale te książki są dla mnie priorytetem. Poza tym muszę przeczytać jeszcze kilka innych na zajęcia, także trochę się ich nazbiera... A jakie są Wasze plany czytelnicze? No i podzielcie się, jakie utwory zajmują Wam akurat czas? :)

                                                                             Miłej nocy,
                                                                                               Sybilla :)



 



        

  


piątek, 20 listopada 2015

Nowe zdobycze



  Dzisiaj chciałabym zaprezentować nowe książki, które udało mi się zakupić na pewnym portalu. Dzięki lubimyczytać.pl dowiedziałam się o promocji i nie mogłam powstrzymać się przed kupnem. Tylko jedna ze sfotografowanych książek jest moja ( nie interesuję się wojskowością ), ale za to spełniłam swoje marzenie, bo już dawno chciałam mieć ją w swojej biblioteczce. I do tego taka ładna okładka! Aż chce się czytać :)






 ,,Wichrowe wzgórza"  zrobiły na mnie tak wielkie wrażenie, że pobiło je potem jedynie ,,Przeminęło z wiatrem". Kiedy uda mi się ponownie przeczytać, na blogu powinna pojawić się recenzja, chociaż jestem pewna, że zabraknie słów, aby wyrazić moje odczucia na temat tej książki - jest po prostu przecudowna i do końca życia będę ją pamiętać! :)

                                                                                       Sybilla

PS Coraz bliżej święta!

wtorek, 17 listopada 2015

Krwawy lipiec, czyli o ,,Błyskawicach" Jeske-Choińskiego



Dla niektórych jesień i listopad to najgorsze pory roku. Słota, szarówka i przygnębienie działają demotywująco, ale i refleksyjnie. Dla mnie ten czas jest piękny, przepełniony emocjami. Jestem wielką fanką romantyzmu, a obecnie panująca aura była dla tej epoki bodźcem, natchnieniem, dlatego podoba mi się pogoda za oknem. Jest taka magiczna, tajemnicza - nie wiadomo, co może kryć się w ciemności. Dzisiaj w recenzji chciałabym przedstawić historię równie smutną, co gwałtowną. Naszło mnie na przemyślenia, więc wybrałam akurat tę pozycję. Zamieszczam również link do utworu, który mieści w sobie wiele smutku. Miłego czytania i słuchania!

                                                        Geniusz Mozart i część jego dzieła





,,Błyskawice” Jeske-Choińskiego znalazłam w serwisie w sumie nieprzypadkowo – szukałam powieści historycznych. Streszczenie książki, traktującej o miłości dwojga ludzi z odmiennymi, zwalczającymi się poglądami, na tle gwałtownej historii rewolucyjnej Francji, podziałało na mnie jak magnes.
Już prawie na początku powieści fabuła podąża różnymi torami – poznajemy Gastona de Clarac i Zofię de Laval, po czym lotem błyskawicy przenosimy się do popularnego ówcześnie salonu polityczno-kulturalnego, aby następnie znaleźć się w domu jednego (żeby tylko!) rewolucjonisty. Wątki przeplatają się non stop, ukazując gamę poglądów mieszkańców Francji. Autor rozwija akcję jednej opowieści, by za chwilę umiejętnie zacząć snucie innej. Dzięki temu zabiegowi mamy możliwość poznania ludzi tworzących ,,nowy ład” oraz broniących starego porządku.

Rzadko spotyka się książki pisane w taki sposób; jak dla mnie jest to plusem powieści. Jednak pojawia się minus i to spory, ponieważ kierując się opisem ,,Błyskawic” nastawiłam się na historię miłości trudnej, a przynajmniej miłości jako takiej. W tym przypadku wielbiciele romansów, tak jak i ja, będą zawiedzeni. Przez prawie 300 stron mojego wydania zakochani całują się tylko raz i nie przypomina mi się, aby wyznali sobie uczucie przez standardowe ,,kocham”. Wątek miłosny jest więc ograniczony do minimum. Nie ma tu sentymentalnej tęsknoty, romantycznego wzruszenia czy namiętnych uniesień. Poznać można za to rewolucję i sytuację społeczną Francji od podszewki – z jednej strony łasych na pieniądze szlachciców, z drugiej – bez grosza przy duszy żebraków i biedaków.

,,Wolę budować na starych fundamentach niż na nowych ruinach, bo ruiny zasypują dość często tych, którzy się wśród nich poruszają, a mnie życie miłe” – w tych słowach zawarta jest mądrość, której filozofowie-teoretycy nie chcieli dostrzegać.

Dzięki książce zrozumiałam, jak wielkim błędem jest bezmyślne niszczenie dorobku kilku pokoleń.

Okropnie żałuję łagodnego króla Ludwika XVI, którego sytuacja przerosła. Nawet Maria Antonina przedstawiona została nie jako drapieżna lwica, ale poskromiona kotka.

Książka jest wartościową pozycją obrazującą tamte burzliwe czasy, kiedy filozofię traktowano jako niewinną zabawę, a poniżany przez lata, kipiący nienawiścią lud jako ,,dobrych, pierwotnych ludzi”, którzy nasycąc swoje żądze zbudują nowy świat.

Opowieść momentami stawała się nużąca, głównie z powodu zmetaforyzowanego, kwiecistego języka. Nie jest to lektura ani lekka, ani przyjemna – gniew i egoizm biją z każdej strony, a głupota i bezmyślność ludzi ranią, że nie sposób przejść obok książki obojętnie.

Warto zapoznać się z tą powieścią, nim zakrzyknie się ,,Niech żyje stan trzeci, na pohybel tradycji!”. Trudna, ale przydatna lekcja człowieczeństwa.

,,Wolność wiodąca lud na barykady" 
Jeske-Choiński pokazuje, że bezkrytyczna wiara w ,,pierwotnego, cnotliwego człowieka” Rousseau’a może doprowadzić do zguby oraz że ,,Zmiana formy rządu nie zmienia natury ludzkiej” – nawet rozumny człowiek spuszczony z łańcucha prawa czy obowiązku staje się krwiożerczym niewolnikiem swoich namiętności.


                                                                      Sybilla



piątek, 13 listopada 2015

Spotkanie z Sofoklesem i „Elektrą"



                                                  O święte słońce i wietrzne powiewy,
                                                           Co okalacie tę ziemię,
                                                   Wyście słyszały żałoby mej śpiewy,
                                                    Znacie rozpaczy mej brzemię.


Mitologia, ten barwny świat, fascynował i inspirował mnie już od dzieciństwa. Wszystkie opowieści wydawały się niesamowite i owiane nutką tajemnicy. Dzisiaj nic się nie zmieniło - nadal uwielbiam czytać o dzielnych herosach, pięknych boginiach i surowym fatum. Siedzi we mnie taka cząstka, która każe na nowo zagłębiać się w mity i szarpać strunę podziwu. 

Cudowne w mitach są nietuzinkowe postaci, magia i przede wszystkim fantastyczne przygody. W jednej chwili można ruszyć z Argonautami na wyprawę swojego życia, by za chwilę próbować ratować upadającą Troję. Do opowieści tych, dobrych nie tylko na chłodne, jesienne wieczory, aby przywołać słoneczną Grecję i ciepłe wody Morza Egejskiego, wracać będę często. Są elementem mojej marzycielskiej duszy. 

Dzisiaj zamieszczam recenzję ,,Elektry" Sofoklesa. W roli głównej - nieuniknione przeznaczenie.

,,Elektrę'' przeczytałam, będąc zainteresowana twórczością Sofoklesa. Po obowiązkowych ,,Antygonie" i ,,Królu Edypie" chciałam przekonać się, jak Grek stworzy kolejną opowieść na podstawie mitu. Poprzednie bardzo mi się podobały i nabrała mnie ochota na więcej. 
Elektra i Orestes


Mam mieszane uczucia po skończeniu tragedii. Wydaje mi się, że Sofokles fabularnie trochę się nie postarał. Pisał aż za bardzo według schematu. Zabrakło mi prawd życiowych, w które tak bogate są ,,Antygona" i ,,Król Edyp". Dużym plusem są barwny język i scharakteryzowanie poszczególnych bohaterów.
W utworze poznajemy losy Elektry, poniżanej we własnym domu przez matką i Ajgista, oraz dzieje brata i ich przyjaciół. Tematem przewodnim jest zemsta za morderstwo Agamemnona, ojca Elektry i Orestesa, przez żonę i jej kochanka. Chytry plan wychowawcy syna zamordowanego staje się motorem napędowym akcji. Dzięki temu mężobójczyni i Ajgistos spotykają się w końcu z mocą Przeznaczenia.

 Bohaterowie Sofoklesa są ludzcy, mają swoje słabości. Żyją w świecie pełnym pesymizmu - odczuć można go na każdym kroku, jest po prostu przytłaczający. Odnosi się wrażenie, że każdy krok może doprowadzić do zguby. Mimo działań bogów, to fatum sprawuje większą kontrolę nad losami postaci.
,,Elektra" w porównaniu z ,,Antygoną" i ,,Królem Edypem" wydaje mi się mniej porażająca, ale mimo wszystko warto zapoznać się z tą tragedią, aby wyrobić własne zdanie. 



Jeszcze krótko na temat samego długowiecznego Sofoklesa ( 496r.p.n.e.- 406r.p.n.e. = 90 lat!): urodził się w Kolonos, zmarł w Atenach. Dzięki swojemu talentowi uważany za jednego z największych, obok Ajschylosa i Eurypidesa, tragików. Napisał wiele dzieł, z których zachowało się niewiele.

Sofokles


I oczywiście, zachęcam do czytania mitologii! Każdy znajdzie coś dla siebie, a lubiącym zagadki uda się może rozwikłać zawiłe drzewo genealogiczne bogów :)



                                                                                                                                                                                                            
                                                                                                Sybilla

środa, 11 listopada 2015

„Cierpienia młodego Wertera" J.W. von Goethego

Pan Goethe, w tle antyczne ruiny

 Nie mogłam się powstrzymać, aby pierwsza recenzja nie była o ,,Cierpieniach młodego Wertera" Johanna Wolfganga von Goethego (1749 - 1832). Jest to książka, której sympatyków można policzyć na palcach jednej ręki. Przede wszystkim odrzuca w niej zbytnia uczuciowość, nie będąca przecież zjawiskiem codziennym. Mimo to pokochałam Wertera i jego historię. Pióro Goethego dodało lekturze uroku i przede wszystkim mądrości, zwłaszcza tej miłosnej. Nie dziw, że XIX-wieczna znudzona chłodnym racjonalizmem Europa zachwyciła się samobójczą śmiercią nieszczęśliwie zakochanego młodzieńca.



                                                           Zapraszam do czytania! :)


Już od dawna zabierałam się za tę książkę, ponieważ Goethe jest jednym z moich ulubionych autorów, a romantyzm jedną z najciekawszych epok w moim odczuciu.
Po tylu negatywnych opiniach, nie tylko na portalu, obawiałam się, że spotka mnie rozczarowanie. Jakże się ucieszyłam, gdy nic takiego się nie stało!


,,Cierpienia..." jako powieść epistolarna, pozwalają patrzeć na świat oczami Wertera. W pierwszej części radujemy się światem z młodzieńcem, przebywamy razem z nim na łonie przyrody czy fascynujemy się sielskimi obrazami u Homera. W drugim ,,module" sytuacja zmienia się diametralnie - Werter zakochuje się tak mocno w Lotcie, że nie potrafi sobie poradzić z miłością do niej. Niemożność bycia z ukochaną odbiera mu sens życia, przygnębia i nawet przyroda budzi skojarzenia z kochanką. Cóż może więc zrobić? Marnować życie na cierpieniu... albo ,,uwolnić się z więzienia duszy"


Ale to utwór nie tylko o pięknym, nieszczęśliwym uczuciu - to także źródło uniwersalnych sentencji - niektóre na długo zapadną mi w pamięć. Wrażliwy Werter nie zgadza się z porządkiem świata i swoją złość wyładowuje w listach do Wilhelma, które kipią wręcz przemyśleniami. Warto przeczytać ten utwór choćby dla tych wspaniałych refleksji.



Karl Wilhelm Jerusalem

Smaku książce dodaje fakt, że większość wydarzeń w niej opisanych zdarzyła się naprawdę. Pierwsza część, ta szczęśliwa, jest odzwierciedleniem biografii Goethego do przybycia do pewnego miasta (powieściowego Wahlheim) i poznania tam pierwowzoru Lotty - Charlotty Buff. Później poeta, w drugiej części, dużo czerpie z przeżyć przyjaciela, Wilhelma Jeruzalema, który m.in. również był nieszczęśliwie zakochany i wyproszony z przyjęcia z powodu niskiego pochodzenia. Na koniec też popełnił samobójstwo, tak jak Werter, strzałem z pistoletu. 

Myślę, że ,,Cierpienia...'' otrzymały tak wiele ocen negatywnych, ponieważ jako lektura spotkały się z niezrozumieniem. Dlatego cieszę się, że wycofano je z kanonu, ponieważ sięgną po nie ludzie zainteresowani, a nie przymuszani. Ja bynajmniej się nie zawiodłam, a książka naprawdę przypadła mi do gustu. Wracając do niby nierealnej mocy miłości Wertera do Loty - młodzieniec był prawdopodobnie od tego uzależniony, tak jak niektórzy są od alkoholu czy papierosów - więc wydaje mi się to możliwe. 


Nie chcę przeciągać, zwłaszcza że brak mi już słów pochwał dla geniuszu tego utworu. Z czystym sercem mogę polecić książkę ludziom, których interesują nieszczęśliwa miłość czy choćby założenia programowe romantyzmu. Warto ją poznać - może w każdym z nas mieszka nieobjawiony, wrażliwy Werter? Fenomenalna powieść! 


Pierwsze wydanie: 1774r.
Oryginalny język: niemiecki
Epoka: romantyzm, okres Sturm und Drang
Ocena: 10/10 (arcydzieło)
Recenzja zamieszczona również na lubimyczytac.pl.



                                                                                                      Sybilla

Prolog i „misja"


  Dzień dobry ;)

  Wiele czasu poświęcam, przeglądając różne blogi. Niestety nie trafiłam na żaden, który chociaż w większej części traktowałby o recenzjach książek uważanych za klasykę, dlatego postanowiłam właśnie o nich pisać. Mam nadzieję, że w moich zainteresowaniach nie będę odosobniona :)

Lektury, z małymi wyjątkami, podobały mi się praktycznie zawsze. Może dlatego, że mnoga ich liczba pisana była w czasach dawniejszych, w czasach innej mentalności. Pamiętam, że książki opowiadające o wydarzeniach współczesnych, żeby rzec lekko, nie trafiały mi do gustu, ba, nawet odpychały. Męczyłam się z nimi okrutnie, a dla przykładu nie miałam problemu z przeczytaniem np. tak bardzo krytykowanych „Krzyżaków".

Nie podoba mi się mieszanie z błotem  dzieł klasycznych, dlatego cieszę się, że niektóre z nich nie trafiły do kanonu lektur szkolnych. Nie mogłabym znieść więcej docinek typu: 'może to się i kiedyś podobało, ale teraz to tylko nuda'; 'jakie to jest okropne, zwyczajne romansidło'; 'autor chciał być fajny, ale coś mu nie wyszło'.
Nie chodzi o to, że książki klasyczne są nudne, ale dlatego, że są niezrozumiane, inaczej pisane, trudniejsze w odbiorze, o innej tematyce.

Moim wielkim pragnieniem jest odczarowanie zakurzonych tomów, nadanie im nowego życia. Poza tym chciałabym się podzielić moimi zainteresowaniami, marzeniami :)
Zapraszam na wielką podróż w głąb literatury i przeszłości :)

 
To tyle słowem wstępu. Przejdę teraz do bardziej przyziemnych rzeczy :)